naglowek
 
 
Strona główna
  
 Recenzje
 

To dopiero początek!

Tomek Kopyra, Fahrenheit

 

W maju, dzięki Runie, ponownie trafiła do naszych księgarni, nominowana w zeszłym roku do Zajdla, powieść Tomasza Pacyńskiego – "Sherwood". Wcześniej wydana była przez wydawnictwo 3,49 – powodów, dla których ukazała się ponownie, jest kilka. Po pierwsze, poprzednie wydanie było raczej trudno dostępne, zapewne z uwagi na nakład, mnie zdarzyło się widzieć je w księgarni jedynie raz; po drugie, charakteryzowało się zaporową ceną (około 40 zł); po trzecie, był to pierwszy tom trylogii, a 3,49 raczej by nie wypuściło następnych; a po czwarte, Autor chyba za dobrze na współpracy z tym wydawnictwem nie wyszedł. Ale – nieważne powody – ważne, że otrzymaliśmy "Sherwood" w przystępnej cenie 29,50 zł i drugi tom, czyli "Maskarada", ukazał się na początku czerwca, a trzeci – "Wrota światów" – zapowiadany jest na przyszły rok.

Pierwszą rzeczą, która mnie zaskoczyła, był fakt, że "Sherwood" nie opowiada o losach Robina Hooda. Robert z Locksley pojawia się tak naprawdę tylko w jednej scenie. Z postaci, które czytelnik zna już z opowieści, mamy damę jego serca Marion, szeryfa z Nottingham, hrabiego Gisbourne’a i muzułmańskiego towarzysza Robina, czyli Nazira. Niejako na marginesie pojawiają się jeszcze braciszek Tuck i Will Scarlet. Przyznacie, że to niewiele.

O czym zatem "Sherwood" jest, skoro ustaliliśmy już, że nie o Robinie? Głównych bohaterów mamy dwóch. Pierwszy to Match – szeregowy członek bandy Robina Hooda, który po jego śmierci sięga po przywództwo. Aby nie zdradzać za wiele, powiem tylko, że dzięki swojemu postępowaniu zyskał przydomek "Wieprz". Jego partnerem jest Jason, "zawodowy" gracz w kości. Wzdragam się przed użyciem słowa oszust, bo moim zdaniem Jason oszustem nie jest, on po prostu ma talent. Zdolności pozwalają mu ogrywać spotkanych na trakcie kupców i całkiem nieźle żyć z tego na pozór łatwego, ale bardzo niebezpiecznego i w gruncie rzeczy ciężkiego kawałka chleba. Pewnego dnia, wbrew własnej woli, siada do gry z nieodpowiednim człowiekiem. Kończy się to dla niego długą rekonwalescencją, podczas której poznaje Matcha. Okazuje się, że ta para ma coś razem do zrobienia. Co? Nie wiedzą tego sami bohaterowie, a narrator również nie kwapi się do wyjaśnień.

Cała książka to jedna wielka, mroczna tajemnica, Nic nie jest takie, jakie się z początku wydaje. Mamy tu i starsze rasy, i druidów, i smoki. Przy okazji muszę się przyznać, że smoka z okładki zauważyłem dopiero, gdy byłem w okolicach setnej strony. Tym, co zyskało moje uznanie, jest sposób przedstawienia bohaterów. Nie ma tu prostych podziałów: "dobrzy banici" i "zły szeryf". Nie mamy kryształowo czystych, nieskalanych postaci, a to sprawia, że możemy współczuć bohaterom, czuć do nich odrazę, podziwiać – z pewnością nie są nam oni obojętni. Z zaskoczeniem i niejako wbrew sobie czujemy rosnącą sympatię wobec tych, których skreślaliśmy z założenia, jak i wzrastającą niechęć wobec postaci na pierwszy rzut oka pozytywnych. Ciekawe psychologicznie portrety bohaterów, sposób prowadzenia akcji poprzez odkrywanie ich przeszłości w krótkich fragmentach retrospekcji, stawianie ich w coraz to innym świetle, stanowią, obok atmosfery tajemniczości, o sile tej książki. Po przewróceniu ostatniej – 572 strony pozostajemy z przekonaniem, że to dopiero początek. Dobrze się więc stało, że "Maskarada" wyszła zaraz po pierwszym tomie. Obie te książki zapewnią godziwą rozrywkę w ewentualne deszczowe dni urlopu – których nikomu, za wyjątkiem leśników i strażaków, nie życzę.

Chciałbym jeszcze wspomnieć o jednej kwestii, która być może jest dla niektórych istotna. We "Wrześniu", który wzbudził pewne kontrowersje, Autor prezentował poglądy dotyczące bieżących wydarzeń w kraju w sposób quasi publicystyczny, co w moim odczuciu nie wyszło książce na dobre. Wszystkich, którym, podobnie jak mnie, wspomniane fragmenty we "Wrześniu" zgrzytały, chcę uspokoić – "Sherwood" jest pod tym względem inne. Są tu również nawiązania do naszej rzeczywistości, zabawne i mniej zabawne, ale fragment, w którym mi to przeszkadzało jest zaledwie jeden.

Polecam więc wszystkim, zarówno tym, którym "Wrzesień" się bardzo podobał, jak i tym, których pozostawił z mieszanymi uczuciami. Autor zachęca tych, którzy "Sherwood" czytali w poprzednim wydaniu, do ponownego sięgnięcia po tę książkę i przypomnienia sobie losów Matcha i Jasona, jako przewagę obecnego wydania podając staranniejszą redakcję tekstu. Niestety, nie wiem, ile w tym prawdy, i na ile obecne wydanie różni się od poprzedniego, bowiem było to moje pierwsze spotkanie z bohaterami. Jednak zdecydowanie polecam tę debiutancką powieść Pacyńskiego, jak również "Maskaradę", której lektura jest co prawda jeszcze przede mną, ale sądząc po pierwszym tomie, warto po nią sięgnąć.

 

Strona główna
design by a.mason